Ponoć jest cała rzesza lekarzy weterynarii, których lektura cyklu James’a Herriota przekonała do wybrania naszego zawodu. Nie jest to nowość wydawnicza. Kolejne części cyklu zaczęły ukazywać się w latach ‘70, zaś tłumaczenie jednego z tomów ujrzało światło dzienne w latach ‘80. Cykl “Zwierzęta duże i małe” rozpoczynający się tomem “Jeśli tylko potrafiłyby mówić” to opowieść o perypetiach młodego lekarza weterynarii, którą swoją praktykę zaczął 1939 roku w małej miejscowości na Wyspach Brytyjskich.
Kolejne rozdziały napisane są bardzo przystępnym językiem. Z jednej strony mają swego rodzaju wartość historyczną. Są stare metody leczenia, praca lekarza skupia się na obsłudze ferm zwierząt gospodarskich oraz koni, a medycyna psów i kotów jest jeszcze w powijakach. Można się zapytać jak to się niby ma to obecnych realiów? Czy przeczytanie tej pozycji to tylko podróż w przeszłość? Otóż, nie do końca. Faktem jest, że weterynaria się rozwija, ale zachowania ludzi, ich charaktery, ich stosunek do nas, a także nasze codzienne rozterki okazują się być całkiem podobne.
Jestem po pierwszych trzech tomach, w planach jest przeczytanie kolejnych. Perypetie młodego lekarza wciągają jak dobry serial. Nie pracuję, co prawda, w terenie, ale opisy pierwszych wizyt i rozterek młodego bohatera okazały się być mi bardzo bliskie. Sporo w tych opowieściach sytuacji zabawnych, czasami ma się wrażenie, jakby był to “weterynaryjne kwiatki” sprzed kilkudziesięciu lat. Całość jednak nastraja pozytywnie. W serii “Zwierzęta duże i małe” pokazana jest kwintesencja naszego zawodu – wyczerpującego, niekiedy wkurzającego, ale przynoszącego ogrom satysfakcji.
Są sylwetki różnych lekarzy, rodzajów klientów, stare metody leczenia różnych jednostek chorobowych. Jest piękna wieś. Są wizyty dzienne i nocne, sukcesy i porażki. Poruszona jest nawet kwestia finansów i niepłacących klientów. Uważam, że to takie “must read” każdego lekarza weterynarii. Nie trzeba oczywiście czytać wszystkich tomów, ale choć z jednym warto się zapoznać. Tym bardziej, że styl Herriota jest lekki i nawet po całym dniu pracy miło jest spędzić z nim wieczór.
Mały cytat:
“Przez chwilę stałem zapatrzony w ciemne pola, rozważając wydarzenia nocy, która właśnie dobiegała końca. A potem myślą wróciłem do lat szkolnych i do pewnego starego człowieka, który mówił naszej klasie o różnego rodzaju możliwościach zawodowych. Tak wtedy powiedział: “Jeśli któryś z was zdecyduje się zostać weterynarzem, nigdy nie zrobi majątku, będzie jednak prowadził życie niezwykle ciekawe i pełne niespodzianek”.
Czy podobnie jest obecnie? Tu każdy sam może sobie odpowiedzieć. Swoją drogą uważam, że przy odrobinie chęci, czasu i pisarskiej smykałki niemal każdy lekarz weterynarii byłby w stanie wypluć z siebie mały tomik ze swoimi perypetiami. Niewątpliwie w naszym zawodzie nie możemy narzekać na nudę, a lektura tej przemiłej książki z ubiegłego wieku ma szansę podnieść nas na duchu i dostarczyć trochę rozrywki.