Sytuacja w kraju nie rozpieszcza. Event za eventem odwoływany. Nie wiadomo ile jeszcze to potrwa i z jakimi konsekwencjami. Ja sam jako właściciel firmy szkoleniowej jestem pełen obaw. Nie mniej jednak życie jakoś się toczy. Uznałem więc, że może w tej szkoleniowej przerwie warto poruszyć temat wydarzeń edukacyjnych w naszym kraju.
Warto? Nie warto? Za drogo? Za tanio?
Rynek szkoleniowy w naszym kraju przeżywa obecnie (mimo obecnej stagnacji) rozkwit. Wydarzeń obecnie jest tyle, że nie da rady jak jeszcze kilka lat temu jeździć na wszystko. Teraz trzeba wybierać rozsądnie. Paradoksalnie w branżach gdzie pieniądze spore, większość szkoleń to szkolenia sponsorowane – albo, przez szefostwo, albo przez firmy. Ja chciałbym się skupić w moim krótkim felietonie na szkoleniach małych zwierząt. W tym czuje się najlepiej (zarówno jako uczestnik, jak i organizator).
Więc Przemku czy warto?
Jasne, że warto. Tym bardziej teraz. Nie jesteśmy już skazani na jakąkolwiek wiedzę, na kupowanie biletów na weekendową konferencję, gdzie oczekujemy 1-2 wykładów, które nas zainteresują. Lekarz weterynarii nie bierze tego co mu dają, tylko to co apetyczne. Z stołówki wiedzy przesiadamy się do restauracji z bogatym menu. Na ruszt wrzucamy neurologię, gastroenterologię, diagnostykę obrazową itp. Firmy szkoleniowe prześcigają się w specjalistycznych kursach, ba! Teraz nawet każda większa klinika jest w stanie przygotować dwudniowe warsztaty pełnej praktycznej wiedzy. Wzrasta nam przez to nie tylko oferta, ale i jakość kształcenia.
Wykładowca na konferencji nie jest już wykładowcą akademickim na zasadzie, że czego się nie powie to lud słuchać musi. Teraz prym wiodą najnowocześniejsze rozwiązania, materiał zdjęciowy, filmiki, nowoczesne schematy. I ta jakość rośnie, bo jeżeli twój wykład jest nudny, nieczytelny, albo przestarzały to wypadasz z biznesu bo nikt Cię więcej nie zaprosi. Ankiety po evencie nie znają litości.
Koszty? Jak wszystko co roku drożeje. Takie fakty, chociaż niestety dla sporej liczby osób w weterynarii małych zwierząt czas się zatrzymał i mimo ogólnego wzrostu cen, ceny w gabinetach/przychodniach utrzymują stałe od kilku lat, a w około szaleją podwyżki i wiatr inflacji. To jednak temat na oddzielny artykuł. Osobiście wolę zapłacić te kilka stówek więcej, wiedząc, że wiedza ta szybko się zwróci w codziennej praktyce lub nastawi na nowe tory, da nowe spojrzenie. To chyba też jest ważne, a niedocenione – inspiracje. Przebywanie pośród lekarzy i znajdywanie rozwiązań, nie tylko u wykładowców, ale i słuchaczy.
Przyszłość? To na pewno odejście od formy sala wykładowa – kawusia – sala wykładowa – obiadek – sala. Coraz śmielej na rynek polski wkraczają webinary, w dużej mierze jeszcze darmowe, ale gdy tylko opatrzymy się z tą formą to wielkie konferencje przeniosą się do zacisza naszych domów, gdzie na spokojnie z laptopem i kawusią będziemy zdobywać wiedzę, nie wychodząc z wyrka. Jak sytuacja w kraju się przeciągnie to pewnie oczy zwrócą się w kierunku webinarów jeszcze szybciej niż myślimy.
W tej przyszłości pojawia się jeden minus. To kontakty i znajomości. Nie zliczę ile ciekawych osób poznałem na konferencjach. Zapewne drugie tyle na wieczorach integracyjnych i bankietach, gdzie każdy spuszcza powietrze i może się zrelaksować wśród swoich (nawet kosztem pierwszego wykładu następnego dnia). To też jest coś fajnego, bo często jesteśmy ludźmi przepracowanymi, którzy nie mogą pozwolić sobie na wyjście gdziekolwiek, a tutaj taka „impra po konfie” to usprawiedliwiony grzeszek. Poza tym nie wiem jak wy, ale ja lubię ten rytuał ogarniania wolnego w pracy, szukania hotelu na bookingu, jechania pół Polski itp. – ciężej zdobyte chyba lepiej smakuje.
Trochę brakuje mi tu jednak jednej rzeczy – obowiązku szkoleń. Myślę, że samokształcenie to nie powinna być tylko fanaberia, coś dla siebie, ale także mus. Przynajmniej w niektórych dziedzinach. Zaniedbując zdobywanie wiedzy, zaniedbujemy naszych pacjentów. Obecnie nie jest to regulowane niczym, oprócz kilku zdań w kodeksie etyki, ale może się to zmieni? Od nas to zależy.
Z marzeń dochodzi jeszcze oferta kształcenia na uczelniach wyższych. Zawężenie obecnych specjalizacji. Nie funkcjonuje już chyba coś takiego jak chirurg psów i koni, ani radiolog bydła i kotów, dlaczego więc uczelnie nie nadążają? O specjalizacjach też się rozpiszę niedługo zresztą.
Reasumując. Jestem wielkim fanem wszelkich szkoleń weterynaryjnych i całej tej otoczki, kontaktów które za tym idą, burzy mózgów, wymiany idei. Zrobiłem już dwie specjalizacje, a na szkolenia przeznaczam ładne kilka tysiączków rocznie.