16 czerwca, 2020

„Na uczelni jak w lesie”

 

Od kilku dni świat akademicki żyje aferą Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. Poniżanie, mobbing, molestowanie itp. wprost niewyobrażalne! Prawda? Niewyobrażalne, przepraszam dla kogo?

Patologia wyższego kształcenia to taka tajemnica poliszynela. Taki potwór z Loch Ness. Sporo osób widziało, ale jak już jest jakieś zdjęcie to strasznie zamazane i złej jakości. I tak to sobie trwało w najlepsze. No ale technika idzie do przodu, aparaty i kamery coraz lepsze, filmy z lotu ptaka w dobrej jakości nakręcisz dronem za kilka stówek. To i potwora z Loch Ness łatwiej wytropić. Tym skokiem technologicznym okazał się internet.

Takie szambo jak to tu z ŚUM musiało wybić, bo zbierało się od lat. I jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, wystarczył mały bodziec, kilka memów i pstryk! Wylało się. Wylał się żal i szczerość nie tylko tych co jeszcze walczą na studenckim poligonie, ale także tych, którzy już tą batalię skończyli.
Efekt domina – gdy kilka osób postanowiło wyjść z cienia ze swoimi urazami, reszta ośmielona takich zachowaniem ruszyła razem z nimi.

Skąd my to znamy? Chociażby ze słynnej sytuacji sprzed dwóch lat o witaminach których najwięcej jest w skórce? Pamiętacie?

Bardzo zaintrygowało mnie wtedy to o co zaapelował przewodniczący Rady Uczelnianej Samorządu Studenckiego: „by podobne zdarzenia zgłaszali Samorządowi Studentów, tak, aby problemy mogły być rozwiązywane wewnątrz uczelnianych murów.” Bo przecież ludzie nie powinni wiedzieć co się na uczelniach dzieje prawda? Przecież uniwersytet to prywatna jednostka, pieniądze nie są publiczne itp., a nie, czekaj….

Smutno się czyta na temat tego co tam się na tym ŚUM odwalało przez lata, ale bądźmy szczerzy, gdzie się tak nie odwalało? Każdy z nas studiował, kończyliśmy różne uczelnie i każdy z nas bez problemu jest w stanie stwierdzić podobne patologie jak uwalanie całych grup, ordynarne odzywki, mobbing i zastraszanie.

Jak to jest, że dany przedmiot uwala rocznie konkretny procent osób?

Jak to jest, że z niektórych egzaminów wychodzi się z płaczem?

Jak to jest, że spotkanie z jakimś prowadzącym kończy się równoległym spotkaniem z psychoterapeutą?

Nie mieliście takiego kolegi/koleżanki co po prostu na pierwszych zajęciach już wiedział, że nie będzie łatwo bo akurat jego twarz nie podpadła do gustu?

Wiecie co zawsze jest w takich sytuacjach najgorsze? Niemoc. Bo ty jesteś student, takich jak ty jest 200 innych, a na roku wyżej kolejnych 200, a na roku niżej 200 kolejnych. Nie liczysz się, nie jesteś decyzyjny. Zetrą Cię, przeżują, wywalą – nikt nie zauważy. Wmawiają Ci to Oni, ale także twoi koledzy i koleżanki z roku. „Tylko się narazisz”, „to nic nie zmieni”, „cały rok będzie miał przez Ciebie przesrane” – znacie to? To są bardzo cenne lekcje które wynosimy ze studiów. Dzięki nim w przyszłej pracy nasz pracodawca może nami pomiatać, a my będziemy cichutko słuchać, bo jesteśmy tylko małym trybikiem.

Na uczelniach tworzyły się wręcz zauważalne łańcuchy takich zależności gnębienia im silniejszy przykład z góry. Profesor gnębi podwładnych, podwładni gnębią studentów. Łańcuch pokarmowy kształcenia wyższego. Czysta biologia.

Smutne jest także to co piszą osoby, które już studia ukończyły: „że to przesadzanie”, „że to nauka życia”, „wejście w dorosłość”, „wszyscy tak mieli”. Tandetne bzdury i usprawiedliwianie czegoś co nie powinno mieć miejsca. Bo przecież jak ojciec bije pasem to kształtuje charakter.

Patologia wynika z kilku rzeczy. Uczelnia to publiczne pieniądze, a jak wiadomo publiczne to niczyje. Czy wyobrażasz sobie jakąkolwiek prywatną placówkę edukacyjną, która serwuje Ci archaiczną wiedzę podaną w nudny, nieprzystępny sposób, niejasny system jej egzekwowania oraz podejście do Ciebie całkowicie pozbawione szacunku? Ile taka placówka wytrzymała by na rynku?

Jeżeli chcesz napisać, mi teraz: „ale edukacja jest darmowa….” to w miejscu trzech kropek dopisz: „a podatki są dobrowolne” i jeszcze raz, na głos, przeczytaj całe zdanie.

Patologia istnieje bo: „Jedyną rzeczą potrzebną złu do zwycięstwa jest bierność dobrych ludzi”. To, że jako studenci pozwoliliśmy sobie na to by obcy ktoś po drugiej stronie stołu mówił, że „jesteś idiotą”, „nie nadajesz się”, „nic z Ciebie nie będzie” i rzucał twoim indeksem. Pozwoliliśmy wykształcić w sobie postawę służalczą, że trzeba łazić i prosić z karkiem zgiętym do ziemi, a gdy przychodzili do nas młodsi po radę to mówiliśmy im, że właśnie tak trzeba i, że to jest recepta na sukces.

Potem jako pracodawcy chcemy utrwalać ten wzorzec. To my w końcu staliśmy się Panami tego świata. W niektórych lecznicach nawet stażysta jest w stanie gnębić studenta lub technika– tak mocno przykład poszedł z góry.

Pamiętam wielokrotnie tą bezsilność, gdy wiedziałem, że nic nie da się zrobić, że czasem niewiele zależy od mojej wiedzy. Nikomu tego nie życzę. Z perspektywy czasu, widzę jak bardzo to było słabe, a wręcz się brzydzę samym sobą, że nic z tym nie zrobiłem, no ale przecież „tak jest na wecie”, „każdy to kiedyś przechodził”.

Kiedyś kumpel na studiach miał fajny pomysł, że dany rok powinien zrzucać się na prawnika, opłacać taki miesięczny abonament, żeby ktoś z odpowiednim wykształceniem bronił naszych interesów, czuwał nad regulaminem, bo póki co liczy się tylko prawo człowieczka za biureczka. Może w przeszłości się to zmieni? Rzecznik Praw Studenta – niezwiązany z uczelnią Studencki Prokurator. Ciekawa koncepcja.

Zmiany na lepsze i to jak najszybciej – tego właśnie wam życzę drodzy studenci. Niechaj studia medyczne będą trudne i wymagające, ale z racji trudnego materiału i odpowiedzialności, a nie czyiś niespełnionych ambicji lub kompleksów. Życzę wam jeszcze odwagi, której zabrakło mojemu rocznikowi i tym rocznikom przed nami by powiedzieć: „dość!” nienormalnej normalności polskiego systemu kształcenia wyższego.