Weterynaria prężnie goni medycynę ludzką i powoli przestaje być jej dużo młodszą i słabszą siostrzyczką. Poszukiwania dowodów tego stwierdzenia można rozpocząć podziwiając codzienną pracę dr n. wet. Jacka Mederskiego, dla którego doba zdaje się mieć więcej niż 24h. Zapraszam do przeczytania wywiadu z założycielem pierwszej w kujawsko-pomorskim kliniki weterynaryjnej, oraz lekarzem renesansu :)
Trudno było dotrzeć do tego miejsca w którym jesteś teraz?
Droga długa i wyboista, ale satysfakcja jest. Trudno było odnaleźć się w środowisku polskich lekarzy weterynarii bo z jednej strony akceptacja, a z drugiej zupełne skrajne uczucia. Jesteś często nie oceniany za kawał dobrej roboty, ale za wysokość wynagrodzenia jakie pobrałeś. Trzeba mieć grubą skórę. Nie jestem w wielu przypadkach lekarzem pierwszego kontaktu, tu gdzie obecnie tkwię zawdzięczam też zaufaniu wielu osób a przede wszystkim kolegów po fachu, za co przy okazji chciałbym im podziękować.
Ciężka praca i rezygnacja z wielu prywatnych rzeczy to składowe mojego bytu. Do tej pory ciągle bardzo dużo się uczę i prawie do każdego przypadku przygotowuję. Staram się nie wpaść w rutynę bo to najgorsze w naszym zawodzie. Na pewno nie udało by mi się dotrzeć tu gdzie jestem bez wsparcia najbliższych oraz przejęcia przez nich części moim obowiązków.
Nie chciałbym w żaden sposób umniejszać pracy moich kolegów z branży bo wiem że każdy ciężko pracuje na swój przysłowiowy chleb.
Wracając do mnie, rozpoczynałem swoją drogę jako weterynarz od bycia lekarzem od wszystkiego, bo wtedy na rynku usług weterynaryjnych nie było żadnych specjalistów. Powoli jednak pewne dziedziny weterynarii zyskiwały na popularności i można było się rozwijać w określonym kierunku.
Jestem wdzięczny opatrzności, że mogłem przejść przez wszystkie szczeble leczenia zwierząt- dzięki temu mam takie poczucie bycia lekarzem dojrzałym i to nie ze względu na wiek, ale na doświadczenie.
Pomimo, że obecnie skupiam się na leczeniu operacyjnym zwierząt jednak nabyłem tą umiejętność bycia wielozadaniowym i nie uśpiłem w sobie czujności na wiele internistycznych aspektów leczenia zwierząt. Może to co powiem będzie kontrowersyjne jednak obserwuję, że obecnie bardzo skraca się ścieżkę do bycia specjalistą a według mnie to nie tędy droga.
Bycie dobrym lekarzem pierwszego kontaktu z solidnym fundamentem internistycznym jest niezbędne żeby w dalszej drodze rozwoju mieć ten bagaż doświadczeń, który pozwala na rozwiązywaniu wielu problemów związanych z leczeniem zwierząt.
Prosty przykład z życia, gdy mam do czynienia z lekarzami weterynarii którzy przychodzą i chcą uczyć się ode mnie chirurgii, to wiesz co robię? Zadaję jakieś podstawowe pytanie z diagnostyki weterynaryjnej, z podstawowych badań, metod diagnostycznych – nic wyszukanego, pytam np.o puncta maxima. I wiesz – kiepsko to wypada.
I co mam wtedy myśleć, że ten ktoś chce uczyć się zaawansowanych technologii, a nie zna podstaw?
Nie chcę tu nikogo obrazić ani urazić. Chciałbym , żeby to było dobrze zrozumiane i nie było źle odebrane. Intencje mam dobre, zależy mi na wiedzy i wykształceniu polskich lekarzy. Nie oceniam też systemu kształcenia lekarzy w Polsce , ale jakieś wnioski mimo woli się nasuwają.
Jak więc zdobywać te podstawy w najlepszy sposób?
Niektórzy z nas podstawy weterynarii zdobywają już na studiach, podczas staży i praktyk.
Ja też miałem szczęście trafić na dobrych nauczycieli, a to jest bardzo ważne. Dużo zawdzięczam profesorowi Koperowi w podstawach diagnostyki radiologicznej a w zakresie ortopedii weterynaryjnej mojemu promotorowi pracy doktorskiej prof Adamiakowi.
Na studiach nie byłem tylko nastawiony na bycie przykładnym studentem , życie akademickie i dobra zabawa nie było mi obce . Jednak umiałem rozdzielić te dwie rzeczy i korzystać z tego co ważne.
Obecnie zawodowo i prywatnie związany jestem z wieloma wybitnymi osobami ze świata chirurgii weterynaryjnej. Jest to wspaniałe uczucie czuć ich wsparcie, gdy tylko o nie poproszę. Często jak wieczorem po pracy analizuję rozwiązanie jakiegoś problemu weterynaryjnego i mam wątpliwości to wiem, że jak napiszę do kogoś z nich to pomoc dla moich obaw i rozterek nadejdzie niezwłocznie. Jaka potem satysfakcja jak wysyłasz radiogramy swoich operacji i dostajesz w odpowiedzi : „Jacek, well done”.
Niepowodzenia i klęski też wpisane są w moją drogę- to naturalne. Dzięki czemu człowiek się uczy i wzmacnia. W swoim postępowaniu zawsze staram się szukać porozumienia nie lubię wojen. Zdarza mi się walczyć o dobre imię naszego zawodu, ale to zupełnie inny temat.
Jakie sporty uprawiasz?
Królową moich sportów są obecnie nartorolki czyli letnia wersja nart biegowych na kółkach. Jednak zaczynałem od nart biegowych.
Żeby nie było że jestem taki idealny i uporządkowany to trochę historycznie pomarudzę. Kilka lat temu dorobiłem się paru kilogramów i jakoś tak zbiegło się to z sukcesami polskich narciarzy – kraj ogarnęła moda narciarstwa biegowego. Ulegając tej narodowej fascynacji ruszyłem w trasy biegowe i tak rozpoczęła się moja przygoda ze sportem.
Już od kilku lat trenuję w teamie i pod okiem trenera. Dostosowuję też do tego dietę. Natomiast nie narzucam sobie żadnych drakońskich norm. Staram się cieszyć i ładować akumulatory podczas zawodów w których chętnie biorę udział. Pozwolę sobie trochę postroszyć piórka. Jadę z wyliczanką min : Bieg Wazów 70 km – Szwecja, Birkenbeinerrennet 54km – Norwegia, Marcialonga 50 km- Włochy, 8 miejsce w Bieg Piastów- 25 km 1 miejsce w klasyfikacji ogólnej weteranów (wszyscy mężczyźni w wieku 50 lat i starsi) w czeskim cyklu biegów na nartorolkach Efisan Skiroll Classics, 2017 r., Ultramaraton zorganizowany w Wejherowie w 2017 r., jako jedyny zawodnik (1 miejsce) pokonałem na nartorolkach klasycznych dystans 140 km – to było wielkie przeżycie!
Ze względu na obecny klimat oraz miejsce gdzie mieszkam głownie skupiłem się na nartorolkach, które nieźle dają w kość.
Trochę wciągnąłem się w jogę i medytacje dla równowagi ducha i dla ciała.
Sport, praca, szkolenia swoje i szkolenia innych – skąd wziąć na to czas? Jaka jest recepta na wydłużenie doby?
No wiesz, ponoć niektórzy podpisują certyfikaty z siłami nieczystymi.
Ja natomiast zawdzięczam to dyscyplinie wewnętrznej , nie ma innej recepty. Na pewno są ludzie którym przychodzi to łatwiej niż pozostałym, jednak to jest bagaż genów na który nie masz wpływu. Najważniejsze to trzeba lubić to co się robi. Wiadomo są jednak chwile że człowiek musi trochę odpuścić bo nikt nie da rady funkcjonować w pełnej gotowości 24 h na dobę.
W moim przypadku sport to wentyl emocji. Trening sponiewiera ciało ale poukłada wiele spraw w głowie. Był moment, że odpuściłem treningi jednak bardzo szybko wróciłem do nich jako panaceum na stres. Stres i pośpiech to znaki naszych czasów i każdy musi się z jakoś z tym uporać. Ja znalazłem na to sposób poprzez uprawianie sportu.
Często wyjeżdżam na szkolenia-to dla mnie rozwój. Jestem typem człowiekiem który nie umie stanąć w miejscu muszę mieć ciągle jakiś nowy cel i do niego dążyć. Inaczej nie umiem funkcjonować, chyba jestem trochę uzależniony od tych emocji.
Lubię przygotowywać wykłady i czerpię duża satysfakcję z tego,że wiele osób jest nimi zainteresowanych . Cieszy mnie to bardzo i motywuję. Nieskromnie powiem, że talent dydaktyczny odziedziczyłem po mamie, która była nauczycielką.
Zawsze staram się przekazywać im dużą dawkę przydatnej wiedzy z perspektywy praktyka. Mam taką misję i nie chcę żeby to brzmiało patetycznie. Jednak może podświadomie chciałbym zapisać się na kartach historii ;)
Praca w mieście poniżej 100 000 mieszkańców świadcząc jakby na to nie patrzeć „usługę weterynaryjną super premium” – było ciężko na początku?
Usługa premium, jak to brzmi… :)
W zakresie mojego działania jest wiele usług-wachlarz jest dość szeroki- to prawda. Na to wszystko ciężko pracowałem. Potwierdzam, mam usługi premium i jestem z tego dumny. Zaczynałem w czasach gdy rynek był zupełnie inny niż dzisiaj.
Stworzenie usługi premium to jest proces wymagający czasu -żeby to robić dobrze potrzebny jest zespół ludzi oraz duże nakłady finansowe ze strony technologicznej Potrzebna jest cierpliwość i pokora bo droga na szczyt jest wyboista.
Nie ograniczam się też do miasta w którym pracuję, działam globalnie.
Czasami trafiają do mnie pacjenci z miasta w którym praktykuję na co dzień, a którzy są odsyłani przez miejscowe praktyki do innych ośrodków w innych odległych miejscowościach na usługi które wykonuję rutynowo. Wtedy bardzo często Ci właściciele czworonogów zadają mi pytanie: „Doktorze dlaczego ten Pan doktor nie wysłałam mnie do Pana przecież mam do pana tylko 3 km a skierował mnie do weterynarz 200 km dalej”. Co wtedy odpowiadam?: „Pan/ Pani doktor na pewno chciał/a dobrze i pewnie nigdy o mnie nie słyszała”. Nie przemawia przeze mnie ani złość ani żal. Myślę sobie wtedy „Mederski, weź się do roboty, jeszcze dużo masz do zrobienia w tej weterynarii, żeby inni mogli Ci zaufać.” Na szczęcie takie sytuacje nie zdarzają się często. Mam wielu wdzięcznych klientów i wielu lekarzy weterynarii którzy polegają na mojej wiedzy i doświadczeniu. Lubię współpracować. Czasami właściciele przeinaczają moje wypowiedzi oraz wypowiedzi innych lekarzy. Staram się nigdy nie działać na szkodę środowiska lekarzy weterynarii małych zwierząt. Wiem że koledzy i koleżanki bardzo ciężko z dużym zaangażowanie pracują. Szanuję ich ogromnie.
Nasuwa mi się taka mała dygresja, wiem że jest wiele tematów rzeka w weterynarii które ciągle są omawiane i rzadko się coś zmienia, , mianowicie ceny. Temat trudny ale warty poruszenia, ciekawy jestem ilu z nas kalkuluje swoje ceny usług w oparciu o poniesione koszty materiałowe z uwzględnieniem pracy własnej. Przykład z życia : kancelaria prawna, z które usług teraz korzystam liczy sobie 200-400 zł netto za godzinę pracy. Zostawię to bez dalszego komentarza.
Pewnych decyzji nie można się bać. Trochę takiej solidarności zawodowej w tym temacie też by nam się przydało. Widziałem Przemek, a w zasadzie czytałem, że Ty też widzisz ten problem w naszym środowisku. Obecnie panująca pandemia trochę zmusiła niektórych lekarzy do weryfikacji swoich kosztów i zmian cen. I co, nic się nie stało. Klienci jak byli tak są. Wiadomo wszystko musi być jakoś oszacowane. Nie namawiam do rewolucji, ale zacznijmy szanować swoją pracę. Nie powinno być tak, że z roku na rok coraz więcej pracujemy żeby utrzymać normalny poziom życia.Praca w rozsądnych godzinach beż ciągłego szarpania powinna wystarczyć nam na ten poziom, a nie odwrotnie. Kumpel z roku mówi : Jacek żeby utrzymać ten sam poziom życia muszę z……ć coraz więcej, nie daję już czasami rady. Takiego życia chyba nikt nie chce, namawiam do refleksji.
Chciałbym bardzo podkreślić że nie jest to łatwy temat i sam wiele razy słyszałem kąśliwe uwagi i o dziwo nie ze strony właścicieli ale ze strony lekarzy weterynarii typu „proszę tam nie jechać bo oni zedrą z pani całą kasę„ – kierowane do posiadaczy zwierząt którzy chcieliby skorzystać z moich usług. Wizerunek naszego zawodu tworzymy sami i o tym musimy pamiętać.
Długo budowałeś zespół swoich lekarzy?
Ciągle go buduję, jest to proces dynamiczny. Jestem obecnie bardzo zadowolony ze swojego zespołu i tu koniec na ten temat, nie chcę zapeszać.
Budowanie mojego miejsca w zespole oraz tworzenie relacji w nim z perspektywy czasu podsumuję jednym zdaniem. Popełniłem wiele błędów, ale uczyłem się na ich. Wiem, że z niektórymi osobami nie powinienem się w ogóle wiązać a niektórych bardzo żałuję że traciłem. Nikt z nas nie został nie został przygotowany radzić sobie z takimi problemami. Obecnie jest wiele narzędzi które można wykorzystać by stworzyć dobry zespół , sama intuicja jednak nie wystarczy. Nie ukrywam, że jest to pewna praca, proces który trzeba wykonać żeby stworzyć miejsce przyjazne dla lekarzy, techników i innych osób z którymi budujemy wspólny klimat. Ta praca nie jest łatwa i trzeba tez pamięta , że nie ma nic na zawsze. Warto natomiast wspierać się wiedzą w tym zakresie, korzystając z doświadczenia specjalistów w budowaniu relacji w zespole.
Czym jest dla Ciebie zgrany zespół.
Bardzo ważne jest dla mnie to, że mogę na kimś polegać i mu zaufać w momencie kiedy ten ktoś zrobi badanie, stawia diagnozę lub asystuje mi jako anestezjolog. Wykonuję wysokonakładowe operacje i każdy element jest dla mnie bardzo ważny. Liczy się czas i profesjonalizm. Trzeba mieć procedury w formie pisemnej bo czynnik ludzki jest zawodny. Im mniej zawodzi tym bardziej ufasz. Przyuczenie średniego personelu do moich wymagań, nie jest krótkim i prostym procesem , cały czas nad tym pracuję eliminując błędy. Na sali operacyjnej jestem despotą bo sukces naszej operacji zależy od wielu czynników i w tym temacie nie jestem pobłażliwy. Nie wiem, może krążą na ten nawet temat miejskie legendy ;)
W naszym zespole są też lekarze interniści i cieszy mnie gdy mogę na nich polegać widząc dobry tok postępowania poprzez stosowanie diagnostyki różnicowej. Bo ważne jest to żebyśmy wiedzieli po co robimy niektóre badania, a nie po zrobieniu wielu badań dopiero zastanawiali się po co mi to. Gramy w jednej drużynie, współpracujemy, pomagamy sobie.
Ile osób liczy twój zespół chirurgiczny? Czym się zajmują?
Dotknąłeś trudnego tematu. Stworzenie dobrego zespołu chirurgicznego zajmuje sporo czasu i poświęcenia, oraz musisz trafić na naprawdę zainteresowane osoby. Wyszkolenie zespołu operacyjnego wymaga poświęcenia z obu stron. Wszyscy ,którzy uczestniczą w operacjach muszą znać dobrze procedurę, wiedzieć co stanie się na każdym etapie zabiegu. Mówię to z pełną świadomością myśląc także o anestezjologu. W naszej klinice mamy zawsze instrumentariuszkę , która przygotowuje narzędzia, rozkłada je na stolikach i później zlicza po operacji , są asystenci operacyjni- jeden, dwóch a czasami trzech w zależności od procedury. W operacjach liczy się precyzja, czas i sprawność więc dobra asysta pomaga w skupieniu się na działaniu. Podaje ci narzędzie którego właśnie potrzebujesz, ustawia kończynę w odpowiedni sposób etc. bo przecież zna tą procedurę doskonale. Są proste operacje które wykonuje bez dodatkowej asysty ale każdy zabieg ortopedyczny wymaga dwóch asystentów operacyjnych i instrumentariuszki. Nie wspomnę już o anestezjologu. Największe zabiegi skupiają przy stole 4 osoby . Takim zabiegiem jest np. wymiana stawu biodrowego, Członkowie zespołu chirurgicznego mają przy stole swoje zadania- jeden zajmuje się utrzymaniem czystości pola operacyjnego inny dobrą wizualizacją i ustawieniem kończyny . Zadania są ściśle przydzielone . To powoduje że czuje się komfortowo, skracamy czas operacji co jest bardzo ważne zwłaszcza przy operacjach ortopedycznych. Zadaniem anestezjologa jest oprócz dbania o znieczulenie jest zapewnienie dobrego klimatu na sali operacyjnej- dobór właściwego tła muzycznego.
Najbardziej skomplikowany zabieg? A może jakiś pionierski zabieg?
Zdarzyło mi się wykonać wiele skomplikowanych zabiegów- myślę o ortopedycznych jak i neurochirurgicznych.
Każdy zabieg który robisz po raz pierwszy na początku wydaje ci się pionierski i skomplikowany , ale w miarę upływu czasu zmieniasz zdanie.
Dla mnie takim doświadczeniem 15- lat temu była operacja usunięcia guza kości oszczędzająca kończynę połączona z alogenicznym przeszczepem. Wtedy, gdy prezentowałem ten przypadek na Międzynarodowej konferencji ortopedycznej ( był to mój pierwszy „występ” ) ta operacja była wielkim wydarzeniem i na pewno pionierskim. Tak przynajmniej skomentowali to zagraniczni wykładowcy. Dzisiaj taki rodzaj operacji nie jest czymś pionierskim.
Usuwam bezpiecznie guzy mózgu i rdzenia kręgowego – mam do tego specjalne urządzenie -te operacje kiedyś wydawały mi się wielkim wydarzeniem natomiast teraz kiedy robię je często – po prostu spowszechniały. Kontakty z „mądrymi tego świata” , zwłaszcza ze Stanów pozwoliły mi na rozwój takich procedur. Jeszcze kilka lat temu nie były to nawet w zasięgu moich marzeń. Jedną z bardziej skomplikowanych operacji jakie pamiętam z ostatnich lat to usunięcie guza rdzenia kręgowego z dużym ubytkiem kości kręgów i stabilizacja odcinka 5 kręgów. Długa i wyczerpująca z ostatnich miesięcy -operacja mikroskopijnego yorka u którego stwierdziliśmy zwichnięcie szczytowo obrotowe i wklinowanie kręgu C1 do otworu wielkiego. Dwie wielkie operacje „pod mikroskopem” z zaskakująco dobrym efektem.
Obecnie sięgam po wszystkie możliwe technologie bo umożliwiają mi to moi klienci. To oni z pełną wiarą pozwalają na wiele zabiegów. Na swoje portfolio i ich zaufanie pracowałem i pracuję nieustannie. Ważne jest dla mnie by nie spocząć na przysłowiowych laurach i być na bieżąco z nowoczesną medycyną weterynaryjną. Daje to dużą satysfakcję.
Najbardziej nowoczesna procedura którą wprowadziliście lub macie zamiar wprowadzić?
Wiesz to tak nie działa , że nagle, z przypadku wprowadzasz coś nowego. Każdy temat trzeba najpierw przepracować praktycznie i poczuć potrzebę tych procedur. Swoje procedury ciągle zmieniamy i doskonalimy w oparciu o własny styl pracy i potrzeby. Natomiast stworzenie ich wymaga dużego zaangażowania wszystkich. Według mnie w weterynarii potrzebne są procedury nawet na najprostsze czynności bo to eliminuje błędy i mogę powiedzieć że to się sprawdza.
W ostatnim czasie skupiliśmy się na wprowadzeniu procedur z zakresu radiologii interwencyjnej . To zaawansowane , małoinwazyjne techniki np. zamykania naczyń wrotno-obocznych , embolizacja naczyń nieoperacyjnych guzów np. wątroby wszystko wykonywane pod skopią przez naczynia krwionośne.
Mam już zespół przygotowany na takie procedury, jesteśmy przeszkoleni, czekamy tylko na pacjentów. Dużym krokiem do przodu stanowi wprowadzenie na stałe możliwości leczenia dysplazji stawu biodrowego w postaci wszczepiania endoprotezy. Przeszedłem wszystkie etapy tej procedury- początek był już 15 lat temu , kiedy wykonałem chyba cztery pierwsze zabiegi na cementowych protezach. Uważam dzisiaj z perspektywy czasu, że to nie był dobry okres dla nas i naszych właścicieli. Dzisiaj wykonuje ich już dostatecznie dużo aby czuć się coraz pewniej a to daje wielkie poczucie bezpieczeństwa bo tam nie ma miejsca na poprawki. Poznałem różne systemy i ich używałem lecz ostatnio i chyba już na stałe zaprzyjaźniłem się z systemem firmy Kyon. Mam bardzo duże wsparcie merytoryczne i praktyczne ze strony moich nauczycieli jak choćby prof. Bruno Peirone z Włoch.
Bardzo interesują mnie również małoinwazyjne techniki leczenia chorób stawów pod kontrolą artroskopii. To ekscytujące działanie zaszczepił u mnie prof. Antonio Pozzi i dzięki jego wsparciu mogę kolejno poszerzać zakres wykonywanych tego typu zabiegów.
Przyszłość ortopedii weterynaryjnej to…?
Jeżeli można pomarzyć to proteza stawu łokciowego oraz kolanowego.
Jak radzisz sobie ze stresem?
Trochę już o tym rozmawialiśmy: sport, joga, medytacja, jednak najlepszym lekarstwem na stres w moim odczuciu to zwolnienie tempa życia. Przećwiczyłem to praktycznie i jest to moje najnowsze doświadczenie ale nie wiem jak to się utrwali w mojej głowie.
Pandemia 2020 spowodowała konieczność spowolnienia i rzeczy na które nie miałbym nigdy odwagi zadziały się same. Mimo że to tragiczny czas dla wielu ludzi dla mnie okazał się bardzo owocny. Pewne sprawy uporządkowały się samoistnie i już wiem że mogę wyjechać na wakacje na 3 tygodnie i że będzie miał do czego wracać i świat pracy nie przestanie istnieć. Że nie muszę pracować 5 dni w tygodniu, że mogę 3-4 i też będzie dobrze. Widziałem też ,że na Piazza del Campo (Siena,Włochy) zaczęła rosnąć trawa i jeszcze 2 m-ce temu nigdy bym w to nie uwierzył. A jednak…..
Jestem fanem twoich instastory, obejrzę je jeszcze z miesiąc i chyba sam zostanę specem. Świetnie Ci idzie w social mediach. Jest na to czas? Przy tak napiętym grafiku odczuwasz jeszcze potrzebę promocji? Czy jest to po prostu dla funu?
Lubię to po prostu, a jak coś lubisz to nie masz z tym problemu. Taki ze mnie typ i nic nie poradzisz. Podchodzę do tego na pełnym luzie, spontanicznie. Ludzie potrzebują prawdziwych emocji-na braku autentyczności i wyreżyserowanych scenkach długo nie pojedziesz. Włączam kamerę i mówię, tak jakoś wychodzi ;)
Lekarz weterynarii w social media- czy to obecnie konieczność?
W moim odczuciu, niezbędne. Widzę sens i potrzebę. Natomiast nie ukrywam, że nie tylko sam się tym zajmuję. Mam wspaniały team który wspiera mnie w tym temacie. W dzisiejszych czasach social media są czymś naturalnym ale oczywiście to tylko moja skromna opinia.
Dobrze się Ciebie słucha, może jakiś podcast lub Youtube?
Przemek jak pomożesz i dasz wskazówki to bardzo chętnie, liczę na Ciebie i twoją kreatywność . Obserwuję Cię. Robisz kawał dobrej roboty
Życiowe motto?
Zacytuję klasyka :„ Idąc prosto przed siebie, nie można zajść daleko“
Bardzo dziękuję za rozmowę!
wywiad przeprowadził: lek. wet. Przemysław Łuczak
Zapraszamy na stronę kliniki dr Mederskiego: Verum
Jak sobie radzić ze stresem? Co ma wspólnego sport i weterynaria?
Zapraszam do podcastu z Ewą Stellmach: